Zima to wspanialy czas na zupy. Nawet zima na Cyprze ;) Mimo, ze temperatury na zewnatrz nie spadaja ponizej 10 stopni, to szaro-bura aura sprawia, ze z checia siedzimy w domu z kubkiem goracej zupy.
Moja druga propozycja na festiwal zupy jest barszcz czerwony, ale robiony w troche inny sposob. Niestety chleb zytni nie jest bardzo popularny na Cyprze, a to, co mozna kupic, to niestety przesiakniete chemia, pakowane w folie namiastki chleba.
Przepis na ten barszcz znalazlam na mniamie i przepis podaje za Bergamotka:
Czerwony barszcz
Buraczki gotujemy w łupinach aż do miękkości (uwaga, żeby nie przegotować), obieramy, trzemy na tarce z grubymi oczkami do duzego garnka.Dodajemy grubo pokrojone: czosnek, cebulę, jabłko(a), ogórek kiszony oraz wrzucamy liść laurowy (2 sztuki). Można też ziele angielskie, jak ktoś lubi i majeranek (nie przesadzić, bo barszcz będzie gorzki).
Wcześniej ugtowanym bulionem(z grzybkami suszonymi) zalewamy buraki i pozostałe składniki.
Wszystko to wygląda jak kompost, ale w takim stanie odstawiamy na noc w chłodne miejsce i na drugi dzień przecedzamy.Lekko podgrzej ( nie gotuj).Dopraw solą, cukrem i pieprzem ewentualnie sokiem z cytryny do własnego smaku. Jeśli jest zbyt esencjonalny( a będzie) możesz dolać bulionu bądź rosołu.
Smacznego!
Barszcz podalam z ptysiami nadziewanymi szpinakiem oraz nadziewanymi dynia. Wyszedl zaskakujaco smaczny i na pewno beda powtorki.